Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

Ambroży wśród nocy służył mi za przewodnika. Cudowna woń leśnych górskich roślin napełniała powietrze, strumyki szemrały radośnie, a dusza moja wysyłała rozkoszne ku gwiazdom westchnienia; jestem szalona z upojenia, ilekroć zbliżam się do mojego drogiego wygnańca. Nie spodziewał się mnie jeszcze; zasnął. Ambroży uciszył prędko warczenia psów i wszedł do jego namiotu. Była to głęboko wydrążona jaskinia w skale, pokryta z wierzchu zasłoną z desek. Upewniwszy się, że Gaston sam tam nocuje, poszedł go uwiadomić o mojem przybyciu.
Karolu, gdybyś był usłyszał jego okrzyk radości przy przebudzeniu! Tak głęboko rozrzewniło mnie to, że zasyłałam dziękczynne modły ku niebu za te chwile szczęścia w pośród gorzkich dni moich. Jednym skokiem stanął przy mnie, jak jeleń wyskakujący ze swej kryjówki. Dawno już nie widziałeś go, Karolu, nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak on jest piękny! Piękniejszy może od Rogera; ma czarne świecące jak brylant oczy, włosy krucze, jedwabne i pociągający uśmiech na koralowych ustach. Nie ma jeszcze zarostu i może niższy jest od Rogera, a mimo to jest mężniejszy i silniejszy od niego. Gaston nie wybucha tak gwałtownie, jest ociężalszy i poważniejszy. Nie umarza swemi pocałunkami jak jego brat, ale leżąc u nóg moich, tuli ręce moje do ust swoich; czuję łzy w tych pocałunkach i jednem słowem wypowie więcej, niż inny całym potokiem najsłodszych wyrażeń.
Zaledwie miałam czas go uściskać, kiedy Ambroży stojący na czatach przyszedł mnie ukryć. Nadeszli pastuchy z bydłem Michelin’a, aby zmienić Gastona, bo chcąc zejść do „Zakątka,“ zapowiedział kilkudniową nieobecność.
Rozmowa między nimi i umieszczenie bydła wydały mi się nieznośnie długie. Słyszałam głos mego