jakiś słuszny powód mojego odosobnienia. Gaston więc będzie moim spadkobiercą i nie będzie potrzebował dzielić się z nikim swoim majątkiem. Jeśli pani hrabina da mi upoważnienie, ukończę zaczęte już w tem celu działanie i zaadoptuję go, do czego przysłuża mi wszelkie prawo.
— A imię — zapytał Ambroży — szlachta przywiązuje wiele znaczenia do imienia?
— Wiesz przecie, że Alfons Salcéde zawsze jest markizem a jeźli chcesz to dodam do mego tytułu, tytuł mego ojca, który był pierwszym grandem Hiszpanii.
— Nie rozumiem się na tem wcale, i to mi wszystko jedno — odpowiedział. — Kiedy już wiem że mój chłopak będzie miał tytuł i majątek taki jak jego brat, przyrzekam nie zdradzić przed nikim naszej tajemnicy.
Tak skończyła się nasza konferencja. Wszyscy byli z niej zadowoleni, wyjąwszy biednej hrabiny, która ściskała nam ręce ze łzami w oczach. Wychodziłem już z Ambrożym kiedy pani de Montesparre dotknęła się mego ramienia i zapytała mnie półgłosem czy mam czas pomówić z nią na osobności.
Zaprowadziłem ją do stajen i przeszedłem z nią obok żłobu, w którym niegdyś złożyłem Gastona. Bydło o tej porze było zawsze na pastwisku w górach. Przy końcu stajni były drzwi prowadzące do starego parku. Gdyśmy się już oddalili od budynku rzekła do mnie baronowa: — Panie Louyier, mam z panem do pomówienia o drażliwych wprawdzie ale bardzo poważnych rzeczach. Może to za wcześnie, za nadto może wcześnie, ale nie mogę się namyślać. Muszę podać projekt, który mi się najlepszym ze wszystkich wydaje, jedyny, który nie poświęca nikogo.... tylko mnie! Wiem, że można liczyć na pański charakter i na pańskie zdanie. Ufają tu panu wszyscy więc i ja mogę mu zaufać.
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/231
Ta strona została skorygowana.