tej forsownej podróży? O ojcu ani wspomniał. Prawdopodobnie zanadto był szczery aby udawać rozpacz i łzy, wolał więc nic nie mówić. Nie mógł się powstrzymać od serdecznego śmiechu kiedy próbował wyleźć na kolosalne łóżko swoich przodków, gdzie jak mówił zmieściłby się obok niego pocztyljon z parą koni. Pytał się o drabinę, bo inaczej nie dosięgnie szczytu tej cytadeli, nareszcie rozpędził się z przeciwnego rogu pokoju i wskoczył na materace upewniając mnie, że jego przodkowie tylko tym sposobem dostawali się na posianie. Biedne dziecię bawiło się i śmiało mimowolnie. Rozmyślałem ze smutkiem dla czego ojciec jego urządził tak swoje życie, żeby śmierć jego sprawiała ulgę nietylko rodzinie ale synowi nawet, dla którego niegdyś wszystko myślał poświęcić.
O ósmej Roger był już na nogach i poszedł do matki na wieżę. Ja miałem powierzony sobie nadzór nad porządkiem w czasie ceremonji. Ksiądz już nie młody, nie mógł czuwać przy zwłokach noc całą, zastąpił go więc poczciwy Ambroży i przesiedział w kaplicy do rana. Zastałem go na klęczkach jak prawdziwie pobożnego wieśniaka, ale zarazem chrapiącego w najlepsze z prawdziwie cygańskiem zaniedbaniem. Gdyby wioska Flamarande posiadała więcej mieszkańców, podwórzec zamkowy nie zmieściłby tłumu ludzi i górskich pasterzy, którzy zeszli z swoich szałasów dla przypatrzenia się pańskiemu pogrzebowi. Nie była to tylko czcza ciekawość z ich strony. Podchlebiało im to, że hrabia polecił wymurować grobowiec