Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

familijny w opustoszałej starożytnej siedzibie swych przodków, i uważali ostatnią wolę hrabiego jako wyszczególnienie dla siebie. Michelinowi najwięcej to pochlebiało. Jego przodkowie też od niepamiętnych czasów stali na straży tego zamczyska, mina więc jego podczas ceremonji była niepospolicie ważną i poważną. Hrabina zaprosiła wiele osób z daleka i z bliska, z kim tylko zmarłego łączyły za życia jakie stosunki. Przybyło więc ze dwadzieścia herbownych powozów, mnóstwo bryczek i najtyczanek uboższej szlachty i mieszczan, nareszcie wiele panów przyjechało wierzchem. Dwóch księży z okolicy przybyło asystować proboszczowi z Saint Julien. Całą kaplicę wewnątrz wybito kirem, a drzwi musiano zostawić otwarte, bo nawa nie mogła pomieścić całego tłumu.
Na chwilę przed mszą weszła hrabina, pani Montesparre i Roger w grubej żałobie, jako też Helena i pan Ferras i zasiedli kolatorską lożę, połączoną bezpośrednio z pokojami wieżycy. Mnie także zaprosiła hrabina do swojej loży, ale wolałem usiąść w ławce Michelinów, zkąd mogłem łatwiej wyjść i doglądać porządku. Szukałem oczyma pana Salcéde, stał przy grobie Gastona-pasterza, obok Ambrożego, zamięszany w tłumie. Esperance stał bliżej nas, niedalego Karolinki; katafalk otaczało sześciu silnych górali, przeznaczonych do zniesienia trumny do piwnic, gdzie spoczywali już rodzice zmarłego.
Pani hrabina ubrana w wdowią suknię, miała na głowie długi i gęsty welon krepowy, osłaniający zupełnie jej rysy. Klęczała nieporuszona jak kamienny posąg; daremnie ścigano ją oczyma. Pod tą zasłoną nikt nie dojrzał jej wieku, kształtów lub rysów twarzy. Cieszyło mnie, że tak starannie ukryła się przed wzrokiem Gastona; dotrzymała słowa. Gaston zachowywał się poważnie i obojętnie zarazem na wszystko; podnosił tylko czasami głowę ku kolatorskiej loży.