— Będziemy powracać przez górę, rzekła do mnie; w podziemiu moglibyśmy się narazić na spotkanie z Gastonem. Do widzenia! dodała podawszy obie ręce Salcédowi. Pocieszyłeś mnie pan i wróciłeś mi ufność i nadzieję. Niech Bóg pana zawsze błogosławi!
W tem uniesieniu zdawało się być jedynie uczucie macierzyńskie, ale Salcéde bladł i czerwienił się na przemian. Jego uczucie niczem dotąd nie stłumione, tlało w nim z młodzieńczą żywością. Patrzyłem na niego dziś tak jak wtedy, kiedy drżący i wzruszony podawał pierwszy raz na drodze do Flamarande ramię, wówczas szesnastoletniej hrabinie.
Wracaliśmy oboje z hrabiną prostą ścieżką dotąd mi nieznaną, ale im ciemniej robiło się na dworze, tem bardziej stawała się nieprzystępną. Ciemności zawsze się bałem, dla hrabiny żadna nie istniała przeszkoda, biegła szybko i pewnym krokiem, mówiąc, że tyle razy schodziła się w tych stronach z Gastonem, że żaden kamyczek nie jest jej obcy. Jakże ona jeszcze młoda! pomyślałem, a to tajemnicze macierzyństwo ileż dodaje jej romantyczności i uroku!
W tej chwili była rzeczywiście szczególnie rozmarzona.
— Co za wonna i świeża noc! mówiła do mnie. Pojmuję już teraz miłość Gastona i Salcéde’a do tych gór. Przewiduję, że nie zechcą rozłączyć się nigdy z sobą, ani też z miejscem, do którego przywykli. Jednakie mają nawyczki i upodobania! Roger to co innego, różni się od nich zupełnie, a życie moje związane jest z jego życiem. On jeden potrzebuje mnie najwięcej. Gaston rozsądny obejdzie się bez mojej opieki, Roger jak zostanie pełnoletnim, rzuci się w szalony wir używania. Nie mogę porzucić mego drogiego wulkanu dla pięknego, spokojnego jeziora. Sal-
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/263
Ta strona została skorygowana.