Щgłowacz ruszają się jak niedźwiedzie. Sinieję ze strachu. Gram w szachy ze starym, straszydła stół nasz obsiadły i śmieją się jak miechy, bo wciąż przegrywam. Papa tryumfuje, synale chrapią na sofie, nareszcie przybywa proboszcz i ten mnie już ostatecznie wystrasza. Powiedziałem, żem dostał od mamy karteczkę, aby wracać jak najprędzej. Obiecuję jeszcze wyjść z nimi rano na polowanie, ale zapowiadam, że więcej nie wrócę. Ja nic nie zabiłem, oni to samo, słońce zaczyna zachodzić, widzę się nad brzegiem Jordanki, oddaję moją strzelbę i psa chłopcu, każę się kłaniać państwu, skaczę z skały na skałę, bo zdawało mi się że te trzy poczwary gonią za mną; mało karku nie złamałem. W Flamarand nie ma straszydeł, przeciwnie Karolinka jest piękną za trzy. Jestem kontent z tej przechadzki, ale głodny jak krokodyl jeźli Michelin opatrzy mnie jakiem jadłem, ogłoszę go cherubinem.
— Natychmiast, zawołał Esperance wesoło i wybiegł spiesznie z pokoju.
Gdym został sam na sam z Rogerem, zająłem się przygotowaniem łóżka w jego pokoju a przytem zbadać chciałem jakie ten trzpiot ma zamiary. Udałem że nie wierzę w te trzy poczwary w Léville i że młodego hrabiego przyciągnęły piękne oczy Karoliny do Flamarande. Nie wypierał się tego, chociaż wiedziałem, że nie to jedynie miał na myśli. Wypaliłem mu więc kazanie aby go zniecierpliwić. Ale nie umiał ani udawać ani się hamować.
— Idź do djabła z twemi morałami, nie potrzebuję ich wcale zawołał szorstko. Wiesz dobrze, że nie powinienem nawet myśleć o Karolinie; ale ciebie bratku muszę ostro przesłuchać i zapytuję czy Espeance jest twoim synem?
— Coż to pana obchodzi?
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/274
Ta strona została skorygowana.