zrobiłem cię na chwilę moim sługą. Chciałem wypróbować twoją przyjaźń i dobre serce.
— Próba ta była mi bardzo słodką, odparł Esperance i życzę sobie, aby nigdy nie ustawała.
— Teraz będziemy już sobie, usługiwać nawzajem.
— Na dziś, zgadzam się, ale dłużej, nigdy. Powiedzianoby, że panu brak dumy, a ja nadto poufały.
— To i ty masz przesądy?
— Nie mój to wymysł; ale musimy wszyscy ulegać przesądom, narzuconym nam przez innych.
— Bardzo dobrze, ale gdyby między nami oprócz równości wykształcenia była równość majątku i urodzenia?
— Być może, odparł Esperance, bo jestem dzieckiem rodziców nieznanych; ale ani ja, ani pan nie jesteś tego pewny. Matkę moją widziałem w ubraniu wieśniaczem, a ojca nie znałem nigdy.
— Jakże się nazywa twoja matka?
— Moja matka, więcej wiedzieć nie potrzebuję.
— A gdzie mieszka?
— To jej tajemnica, w którą się wdzierać nie mam prawa.
— Można się przebrać za wieśniaczkę. Nie zdaje ci się kiedy, że jestem twoim krewnym?
— Ani mi to przez myśl nie przeszło. Nie zdaje mi się.
— A gdyby mnie się tak zdawało? — zapytał Roger.
— Gdzież dowód na to?
— Gdybyś chciał mi pomódz, kto wie, możeby się znalazł... Przypomnij sobie dobrze. Nie pamiętasz nazwiska twojej mamki?
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/282
Ta strona została skorygowana.