— Jednakowoż, przewidziałeś pan, że myśli te powstać mogą w jego głowie, kiedyś pan wydarł pani hrabinie przysięgę milczenia. Uwierzyłem wam wszystkim i oszukano mnie. Nigdy bym był inaczej nie przyznał Gastonowi praw, które mu się wobec Boga i ludzi nie należą!
Zdjął mnie strach, bo widziałem, że Salcéde nie zawaha się poświęcić Rogera, aby uratować cześć hrabiny. Groźbę ciskały jego źrenice, ale i ja patrzałem na niego z wyrzutem.
Wstał i uśmiechając się pogardliwie, rzekł do mnie:
— Nigdym nie myślał, panie Karolu, że honor osoby, o której mówimy, nie jest panu święty. Po dowodach zaufania, jakie panu okazywała, takie zachowanie się daje dużo do myślenia.
— Czy panu markizowi się zdaje, że zaufanie to nie było zupełnem? zapytałem.
Te nierozważne i nieszczęśliwe słowa wtrąciły mnie w przepaść.
— Kłamiesz! zawołał Salcéde, chcesz mnie podejść i wydrzeć jakieś hańbiące wyznanie. Jesteś nikczemny! Pani Flamarande nie mogła się przyznać do błędu, którego nie popełniła.
I ja z kolei powstałem, przestałem być panem siebie.
— Pani Flamarande o nic pana nie oskarża tylko ja, ja sam! zawołałem, bo mnie pan zmuszasz do tego. Chcesz się pan wyprzeć, żeś uwiódł bezbronne, szesnastoletnie dziecko, roznamiętniony szaloną miłością. Przyznaj się pan więc! Ale nie, pan się nie przyznasz, wszak lepiej poświęcić Rogera. Zapowiadam więc, że nic z tego nie będzie, powiem wszystko Rogerowi, gdyby mnie nawet miał zabić! Ja, stary jego przyjaciel i sługa, nie opuszczę go nigdy! Pójdę do pani, powiem jej, że mam jawne dowody jej błę-
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/297
Ta strona została skorygowana.