od pierwszego z hrabiną spotkania jeszcze nie utracił. Biedny chłopiec był upojony i oszalały miłością. Botanika i wszelkie nauki przyrodnicze wywietrzały mu z głowy, nigdy sam jak dawniej nie wychodził, chyba tylko rankiem przed obudzeniem się obu pań, aby pomarzyć w cienistych aleach ogrodu. Nie był to już ten opuszczony i obłocony wędrowiec, któregośmy spotkali na drodze, ale elegancki, pięknie ubrany, wykwintnego znalezienia „kawaler“, jeźli już tak mamy nazywać młodego człowieka przeznaczonego do służenia damom i do zachwycania ich. Swoim wyniosłym wzrostem, pięknością rysów i dużem raz namiętnem, to znów marzącem czarnem okiem, zaćmiewał całą okoliczną szlachtę, a mój pan Flamarande, szczupły, trochę przygarbiony, z przenikliwym ale ostrym i szyderczym wzrokiem, zaniedbany w ubraniu i ociężały w usługach dla płci pięknej nikł przy nim prawie niepostrzeżony.
Dopiero przy teraźniejszem mojem zatrudnieniu poznałem dobrze mojego pana. Nie był on wcale przyjemnym nawet dla osób swego towarzystwa; każdemu jak śledziennik jaki dawał uczuć swój humor zgryźliwy. Rozumny i obdarzony doskonałą pamięcią lubiał namiętnie dysputy, ale też z największą przyjemnością zbijał swoich przeciwników w tak dotkliwy sposób, że stawał się im przez to nieznośnym. Wyrażał się o wszystkiąm w sposób przykry, którym zmuszał do sprzeczki, ogłoszono go więc nieznośnym pedantem i skończonym nudziarzem. Słuchano go chętnie gdy mówił, bo rozmowa jego była pouczającą, ale to przykre usposobienie odpychało wszystkich od niego i psuło każde lepsze wrażenie.
Żona słuchała go bojaźliwie i z wielkiem skupieniem ducha. Nie była z nim ani poufalą ani wesołą; prawie nigdy przy nim się nie odzywała, podczas kiedy w towarzystwie baronowej i markiza ożywiała się,
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/30
Ta strona została skorygowana.