szeństwa. Czułeś się mimowolnie równy swym panom, a że byłeś skazany na niższe stanowisko, wrażenia twoje nabrały cechę goryczy, gniewu a nadewszystko zazdrości, której ja byłem najgłówniejszym przedmiotem.
Wstałem przerażony, ale kazał mi usiąść na nowo.
— Więcej nie powiem, ciągnął dalej ze spokojem. Nie do mnie to należy karcić pana, a nadewszystko zapoznać panowanie namiętności, która z nas robi wyrzutków, albo ludzi szlachetnych, stosownie do okoliczności, wobec których los nas postawił. Pozwól mi powiedzieć sobie, że człowiek zkądinąd uczciwy i posiadający wiele delikatnego uczucia, a mimo to gwałcący świętość cudzego mieszkania i nietykalność cudzych tajemnic, nie jest ani złoczyńcą ani szpiegiem, tylko zazdrosnym szaleńcem, który wtargnął się w prawa mściwego małżonka. Nie mówmy już o tem, niech to między nami zostanie. Daję słowo honoru, że nikt o niczem wiedzieć nie będzie. Możesz pan zachować i nadal szacunek pani Flamarande i miłość Rogera. Do pana należy usprawiedliwić się i jestem pewny, że nie pokusisz się więcej o zamącenie im spokoju. Widzisz, że najwięcej obrażony, wobec którego najwięcej zawiniłeś, przebaczam panu i ufam mu. Jedyne poniżenie, jakie pana za to spotyka, jest moje żądanie, żebyś się starał zupełnie zrehabilitować w moich oczach. Najlepszym do tego środkiem jest przyrzeczenie, że zostaniesz pan nadal przy rodzinie Flamarande i będziesz się starał wraz ze mną ustalić ich pokój i szczęście.
— Wierzę słowom pana markiza, odparłem, ale nie wiem, czy będę mógł korzystać z pańskiej wspaniałomyślności; jestem bezsilny i przygnębiony, ale nie zostawię pana bez pomocy w tem przedsięwzięciu. Oto autograf, który panu wydarłem i zeznanie
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/305
Ta strona została skorygowana.