uszło jej uwagi. Odprowadź go, pójdę piechoto do Leville.
— Spodziewam się, że i tej podróży później zaniechasz, gdy zobaczysz, że matkę martwiłaby twoja nieobecność, rzekłem do niego, uścisnąwszy go na pożegnanie.
Nie chciałem mu się dłużej sprzeciwiać i oto jestem.
— Ale czy z pewnością pójdzie do Leville, zauważał pan Salcéde, jak Gaston skończył swoje opowiadanie.
— Odprowadziłem go oczyma. Jak daleko wzrok mój sięgał, widziałem, że idzie jak człowiek prosto dążący do wytkniętego celu.
— Jak dawno rozeszliście się?
— Przed godziną może. Musiałem czekać pod „Fijolkiem“ na konia Michelin’a.
— Odprowadź-że go do Flamarande i wytłumacz twoją nieobecność tem, żeś chodził z nim do podkucia. Nie mów nic hrabinie o tem, co tu zaszło. Ja pójdę z Karolem do Leville, pokażemy mu własnoręczny podpis ojca, wyświecający jasno rzecz całą i uspokoimy go, a potem wrócimy z nim. Gdyby twoja matka pytała o mnie przed mojem przybyciem, powiedz jej, że z Karolem poszedłem zbierać rośliny.
Gaston natychmiast siadł na konia i odjechał, a ja pogrążony w smutku szedłem milczący za panem Salcéde. Wszystkie te nieszczęścia były mojem dziełem a przecież pan Salcéde nie dał mi tego uczuć. Zapomniał mi smutną moją przeszłość i podawał mi ramię do podźwignięcia się. — Odwagi, rzekł do mnie. Są tu dwie drogi, któremi mógł się udać, jedna na Montesparre, a druga do Flamarande. Być może,