że pierwej wstąpi poradzić się baronowej — masz pan dość siły, aby zajść aż tam?
— Ja mogę iść doskonale — ale pan markiz?
— Ja pójdę drogą, która prowadzi do Clermont. Tam dowiem się czy pojechał na północ czy na południe. Być może, ze mimo danego słowa siadł do wozu pocztowego i uciekł sam przed sobą.
— Ależ on będzie na miejscu o dwie godziny przed nami.
— Dotąd idzie jeszcze piechotą a ja tu mam w pobliżu doskonałego konia, który poniesie mnie w oka mgnieniu. Pan zaś dostaniesz także wierzchowca u znajomego wieśniaka. Tu napisał na karteczce: konia dla pana Alfonsa, i oddał mi ją wskazując wpierw niedaleką droge.
W Montesparre nie było Rogera. Powiedziałem baronowej, ze niespokojny jestem o niego, bo rozdrażniony i niezdrów wyjechał przededniem z Flamarande.
— A więc i ja każę zaprządz i pojadę za nim w stronę przeciwną — odpowiedziała. — Wracaj pan do Flamarande przez górę, podwiozę go tam, jeżeli go spotkam. Widzisz pan, on coś podejrzywa, nie ma na to lepszego lekarstwa, jak ożenić czemprędzej pana Salcéde z hrabiną.
Baronowa kazała mi osiodłać świeżego konia i zmusiła do wypicia kawy. Spieszyłem się, bo zdawało mi się, że koniecznie spotkać muszę Rogera, ale wróciłem sam do Flamarande i tu go nie zastałem. Złamany rzuciłem się w rozpaczy na łóżko i wyrzucałem sobie, że tylko do złego miałem dosyć energii. Teraz chciałbym dobrze zrobić a siły mnie opuszczają i najlepiej by mi było umrzeć. Ambroży widząc mnie w tym stanie dał mi swoje lekarstwo na febrę i radził mi spróbować zasnąć, sam zaś poszedł szukać Rogera.
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/316
Ta strona została skorygowana.