Po chwili pani Flamarande, która poszła naprzeciw Salede’a, wróciła i usiadła z nim na ławeczce.
Wymiany pierwszych słów między nimi przy spotkaniu na ścieżce nie dosłyszałem. Hrabinę usłyszałem pierwszą.
— Mówmy z sobą otwarcie, zagadnęła nagle, a nawet gwałtownie. Wiem. co panu powiedziała baronowa i w jakie chce mnie wciągnąć sidła. Dawno już mówi mi o pańskiej dla mnie miłości i zapewne panu o mojej dla niego. Tymczasem Berta sama kocha pana i kochać będzie całe życie, a przypisuje mnie taką samą miłość. Nie pojmuje ona uczucia, które mnie wiąże do pana. Ale pan je pojmiesz, bo umiesz dokładnie zbadać serce ludzkie. Nie możesz nigdy wątpić o mojej przyjaźni, wysokim szacunku, raczej uwielbieniu dla jego charakteru; ale to nie dosyć, do tych czystych i wzniosłych uczuć trzeba dodać pragnienie oddania się na wieki człowiekowi, którego się uwielbia, i to jest miłość. Otóż ja pana tak nie kocham.... Pan tylko jeden mógłbyś mnie natchnąć tem uczuciem, czuję to i nie rumieniłabym się za nie gdybym go doświadczała. Ale powiedziałam już panu kiedyś, że matka, która tyle cierpiała, zabiła w sobie kobietę na zawsze. Jako żona mam same smutne wspomnienia, jako kochanka za mało miałam swobody i moralnego zdrowia, żeby miłość mogła się we mnie rozwinąć. Pan to dobrze zrozumiałeś, zacny panie Salcéde, bo żadne twoje namiętne słowo ani spojrzenie nie zakłóciło mego spokoju. Wiedz pan, że dusza moja zamarła pod tym względem śmiercią gwałtowną, zmysły moje zastygły we łzach i nie potrafiłabym nikomu stworzyć takiego szczęścia, jak je rozumie biedna moja Berta. Pójdźmy więc położyć