kami. Roger tak był szczęśliwy z tego obrotu rzeczy, że teraz dopiero widziałem jak rozsądnie, znając swego syna, postąpiła sobie pani Flamarande.
Gaston zmartwił się nagłym odjazdem swojej rodziny; uściskał matkę i brata z rozrzewnieniem i tkliwością i pożegnał się dziś już z nimi, aby jutro nie zdradzono się przy świadkach.
Udano się wcześnie na spoczynek. Pan Salcéde został w salonie z baronową, żeby ją przygotować zapewne do otwartszych wyznań po odjeździe hrabiny.
Roger wyszedł za matką i zaledwie kiwnął mi głową na dobra noc.
Nazajutrz ta sama obojętność i milczenie. Nakoniec gdy już zaprzęgano konie zbliżył się do mnie i zapytał czy jadę z nimi do Paryża. — Nie — odpowiedziałem — wrócę później sam, wszak pan wiesz, że opuszczam mój obowiązek.
— Czy wiesz — odparł wymijająco — że twoje stotysięcy są u pana Salcéde.
— Nie przyjmuję ich.
— To rozdaj ubogim, ani ja, ani Gaston nie przyjmujemy tego podarunku — odwrócił się, aby usciskać markiza i baronowę, którzy nadeszli właśnie odprowadzając hrabinę. Wstręt jego do mnie aż do ostatniej chwili nie umniejszył się.
Głęboko dotknięty uciekłem w najciemniejszy kąt ogrodu i rzuciłem się na tę samą ławkę, gdzie wczoraj uczucie macierzyńskie zwalczyło miłość serdeczną, a gdzie o parę kroków dalej przed wielu laty miał się odbyć nieszczęsny pojedynek między p. Flamarande a p. Salcéde. Ztamtąd widziałem po chwili oddalający się powóz, unoszący ze sobą całą moją nadzieję i pociechę, to drogie dziecię, któremu poświęciłem spokój i szczęście a które zapłaciło mi wzgardą, zapomnieniem.
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/339
Ta strona została skorygowana.