chwili odprowadzić moich na kolej. Wrócą tu razem na śniadanie. Ja już nie mogę dłużej siedzieć bez zatrudnienia. Pójdźmy, zjemy po drodze śniadanie w jakiej chacie. Oprzej się na mojem ramieniu, Silna wola jest wszystkiem, Karolu.
Tak więc, dziecię wydarte przezemnie matce, a przez moje tkliwe i zarazem podstępne starania pozbawione stanowiska towarzyskiego, otoczyło moją starość miłością i spokojem. Pan Salcéde równie szlachetny, nigdy nie wykrył tajemnicy mojej spowiedzi i okazywał mi zawsze najserdeczniejszą życzliwość. Nie mówił mi już więcej o tych stu tysięcy frankach, ale kazał mi wybudować ozdobny domek pośród wdzięcznego pastwiska, zasianego wyborowem bydłem i zmusił mnie do przyjęcia niby od siebie tego miłego schronienia. Dzięki temu zacnemu panu, nie potrzebowałem się niczem troszczyć, jak tylko oszczędzaniem dla dzieci Karoliny i Esperance’a. Pobrali się przy końcu roku wyznaczonego przez Karolinę. Esperance był w Paryżu i wrócił stęskniony do swojej narzeczonej i do wiejskiego zacisza. Roger i pani Flamarande przyjechali na podwójne wesele, bo tegoż samego dnia pan Salcéde zaprowadził szczęśliwą i o dziesięć lat młodszą panią Bertę do ołtarza kaplicy w Flamarande.
Pani Flamarande wyglądała w tym dniu cudownie. Poświęciwszy się cała miłości macierzyńskiej i szczęściu wiernej swojej przyjaciółki, czuła się zadowoloną, a twarz jej odzwierciadlała błogi stan duszy.
Pan Salcéde pojął heroizm tego wzniosłego serca i nie chciał okazać się słabszym. Związku jego z Bertą żadna nie zaćmiła chmurka. Zastosowała się do