będę ją trzymał surowo, to będzie jej karą. Nie będzie miała nawet tej pociechy by mnie widziała zazdrosnym, żadnych walk ani burz nie zobaczy we mnie, byłoby to dla niej tryumfem i pociechą a ja chcę żeby się zanudzała, żeby jej piękność na nic się jej nie przydała, żeby była pozbawioną tych drobnych utarczek domowych w których kobiety tak się lubują, nakoniec żeby siła oporu i ukrywania swoich myśli wyczerpywała się w niej bez pożytku Otóż tego chcę i zobaczysz Karolu, że umię karać tak, by nie widziano karzącej dłoni.
Pan Flamarande umiał dotrzymać sobie słowa. Pogniewał się z całem sąsiedztwem z powodu polityki, bo naraz zaczął ogłaszać szalone zasady, jakie tylko mu przyszły do głowy, albo udawał że je wyznaje. Kapryśne swoje usposobienie rozwinął do ostateczności w ostrych i obosiecznych dysputach. Odsunięto się zupełnie od niego; zakazał żonie robić wizyty i zapraszać do siebie pod pozorem, że potrzebuje spokoju, a ona z niewzruszoną słodyczą zrzekła się wszelkich stosunków ze światem. Widziałem w tem poddaniu się dowód jej niewinności — hrabia jednak wytłumaczył to sobie przeciwnie. — Ona czuje — mówił — że zasłużyła na większą karę i łagodność jej, która ciebie rozbraja, mnie dostarcza niezbitego dowodu.
Pani Montesparre znowu niedługo pisała:
„Nie odpisałaś mi Rolando! Rozumiem i wiem teraz dlaczego? Nie możesz się odważyć mówić mi o tym nieszczęśliwym! Wiesz, czego ja nie wiedziałam, ale co już wiem nakoniec — to mąż twój uważał go za swego śmiertelnego wroga; dziki zazdrośnik! Ach! jak ja nienawidzę tego twego kochanego męża!... Ale jaka jest twoja rola w tem wszystkiem, daremnie się gubię w domysłach. Nie jesteś kokietką,