umarł mój ojciec i na którą ja cierpiałem całe życie. Wydalając go chwilowo, robię to poświęcenie w przekonaniu, że spełniam mój obowiązek względem syna.
Hrabia długo się wahał z podpisaniem tego zeznania, gdyż utrzymywał, że byłoby to hipokryzją i podłością. Zdawało mu się, że nie potrafi skłamać, ale powiedziałem mu, że kto żyjące dziecko uważa rozmyślnie za nieżywe, ten umie kłamać doskonale.
— Wcale nie, odrzekł. Chciałem korzystać z okoliczności, któraby mnie od kłamstwa zwolniła, tymczasem teraz musiałbym wymyśleć coś straszniejszego.
— A więc trzeba wymódz na hrabinie, by zezwoliła na rozłączenie się z dzieckiem. Trzeba jej wytłumaczyć, że zdrowie jego wymaga tego dla przyczyn zawartych w zeznaniu.
Mniej okrutnem będzie, jeźli w chwili, kiedy będzie wstanie znieść ten cios okropny, powiesz jej panie hrabio, że to dziecko, które zaledwo raz widziała, zdala od niej umarło.
— Nie, nie! zawołał hrabia. Niech je gorzko opłakuje, ta kara jest jeszcze zanadto łagodną!
Potem popatrzył złowrogo na ołowiane fale rzeki, w których się odbijało szare niebo i rzekł po cichu: — Deszcz będzie jeszcze długo padał a Loara bezustannie przybywa, widocznie niebo mi sprzyja. Daj mi to zeznanie, skoro już trzeba ukryć przyczynę zemsty, chcąc zapewnić sobie skutek.
Podpisał, a ja obiecałem go słuchać. Skłoniła mnie do tego głównie ta okoliczność, że miałem pod ręką kobietę, której zupełnie ufać mogłem. Była to służąca znajoma mi jeszcze z Paryża, która była bez miejsca i w nędzy z małem dzieckiem. Pojechałem aby się z nią umówić i zapewnić sobie jej milczenie