był zabobonny. Ja zaś, który nigdy nie wierzyłem w swoją gwiazdę, wyjechałem bardzo niespokojny do Nicei, gdzie spodziewałem się zastać na jarmarku mamkę Gastona. W istocie znalazłem ją w tłumie i kazałem jej nazajutrz wyjechać do Paryża, sam zaś udałem się tam natychmiast, zaopatrzony przez nią w różne wskazówki i pełnomocnictwo do odebrania jej syna z Saint Germain. W oznaczonem miejscu i czasie stawiła się z Gastonem, oddała mi go, i odebrała z rąk moich swoje dziecię. Według umowy wypłaciłem jej dwadzieścia tysięcy franków, aby mogła osiąść w okolicach Paryża. Wziąłem Gastona za rączkę i uwiozłem go czemprędzej we fiakrze, obawiając się, aby poczciwa kobieta w przystępie tak różnorodnych uczuć jak radość z odzyskania swego dziecka, a smutek przy rozstaniu z dzieckiem przybranem, które tak polubiła, nie wygadała się z czem przed Gastonem. Starałem się wszelkiemi sposobami rozerwać Gastona, zabawić go i dać mu przez dwa dni wypocząć w zaimprowizowanem naprędce mieszkaniu na jednem z przedmieść Paryża, poczem dyliżansem udałem się z nim tajemnie do Flamarande.
Miałem nieograniczone pełnomocnictwo, mogłem więc plan mój doprowadzić do skutku. Przywiązałem się do tego dziecka, i zależało mi na tem, aby było szczęśliwe; za nic w świecie nie byłbym je powierzył prostym najemnikom. Nigdzie nie spotkałem godniejszej i uczciwszej rodziny od Michelin’ów. Wreszcie nie znałem miejscowości właściwszej do zagrzebania tajemnicy, jak nieprzystępną wioskę Flamarande. Pani de Montesparre od czasu wyjazdu pana Salcéde boleśnie zawiedziona w swoich projektach, znienawidziła Montesparre. Nie przyjeżdżała tam wcale i nosiła się z zamiarem sprzedania tej majętności. Pan Salcéde gdyby wrócił z swojej wędrówki, nie miałby słusznej przyczyny zwiedzenia tych okolic, a gdyby
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/82
Ta strona została skorygowana.