Strona:PL Sand - Joanna.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
100

rozbijał o dachówki probostwa. Dźwięk żałobny dzwonów łączył się z wyciem burzy.
— Zdaje się mi, — rzekł Wilhelm, — iż jeźli się obawiacie skutków piorunu, toby lepiéj było przeszkodzić zbytniemu wysileniu Leonarda tego rodzaju.
— Byłoby to niepodobieństwem sprzeciwiać się temu, — odpowiedział proboszcz; — a jednak Leonard należy jeszcze do najświatlejszych z naszych ludzi. Ale chociaż w boginki żadne nie wierzy, wierzy jednak w swoje dzwony. Cała wieś w nie wierzy, a gdybym chciał im zakazać dzwonić, tobym się naraził na to, żeby mnie ukamienowano.
— A zatém wasi parafianie są to ludzie, jak widać, z dobrą wiarą.
— Za nadto nawet wierzący z pewnego względu, bo wierzą w wszystko; w prawdę tak dobrze, jak i w kłamstwo, w bałwochwalstwo jak i w kościół prawdziwy, w druidyzm jak i wielobóstwo. Złe i dobre duchy zarazem ich byt swojemi przymiotami otaczają. Boginki szczególnie odgrywają tutaj wielką rolę, a okolica nasza jest zasiana jamami i jaskiniami, wszystko utworu rąk ludzkich, mieszkań dzikich piérwszych naszych przodków, lub pieczar poświęconych wyroczniom kapłanek gallickich. Wszystkie te jaskinie, ciekawe bardzo dla badacza starożytności, są w wielkim poszanowaniu u ludu z powodu, iż je uważają jako mieszkania istót niewidomych, które sobie przychylnemi zrobić się starają zanosząc do świątyni jakikolwiek datek, choćby nawet tylko listek, odrobinę jakiegokolwiek mchu, byle to tylko ta ofiara miała znaczenie uszanowania i pamiątki.
— Widziałem właśnie, jak moja siostra mléczna