— Witam cię perło wszystkich proboszczy! — rzekł Leon Marsillat, ściskając poufale za rękę plebana. — Znowu to ja, mój kochany Wilhelmie! Proboszczu, przecież mi nie odmówisz gościnności i pozwolisz się ugrzać przy kominku i wypić szklankę wina, bom przeziąbł na wskróś. Ta przeklęta burza tak nagle całe powietrze zmieniła.
— Sądziłem, że już jesteś daleko na drodze do Boussac? odrzekł młody baron.
— Litowałem się nad moją Dulcyneą, którą na koniu z sobą wiozłem, i nie mogłem na to pozwolić, aby miała brodzić po błocie; przeto jako Don-Kiszot prawdziwy, podwiózłem ją aż na sam rynek Tobozy. Koń zmuszony piąć się tą drogą stromą i kamienistą z dwoma osobami, nie mógł tak spiesznie iść. Niech téż djabli wezmą, jak ci Gallowie źle umieli robić drogi! Ale że się spodobało grzmotowi i gradowi na nowo rozpocząć swój hałas i taniec, nie widziałem potrzeby, aby się na-
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VI.
Piorun.