Joanna była nieco zboczyła z drogi, aby ostatnie zaprosiny na pogrzeb zanieść do jednego z swoich krewnych, który mieszkał na drugiéj stronie góry, i nie spostrzegła pożaru dopiéro kiedy wyszła z wąwozu, którym do domu wracała. Zrzuciła z siebie brzemie z zasobami i przybiegła spiesznie wraz z towarzyszem swoim Kadet, synem Leonarda, który równie chleby te co niósł rozsiał między gruzami i kamieniami starego gallickiego grodu. Kadet głośno i z wrzaskiem rozpoczął żale swoje rozwodzić; ale Joanna blada, zadyszana ani słowa nie wyrzekła. Szukała tylko czegoś oczyma między tłumem, i nakoniec kiedy słowo wymówić mogła:
— Moja matka, — zawołała, — gdzie jest moja biédna, kochana matka?
— Dostała pomięszania rozumu, — zmysły straciła — mówiono w koło niéj; — już nawet nie pamięta że jéj matka umarła.
— Gdzieżeście podzieli moją matkę? — zapytała Joanna z największą trwogą. — Jakto? więceście z chaty nie wyratowali biédne ciało chrześciańskie mojéj matki? — to być nie może!.... Moja ciotko! gdzie jest moja ciotka?.... ona by o tém była pamiętała.... Przecież mi raz odpowiedźcie, pokażcie mi moją matkę!
Joanna jednak widząc, że nikt o tém nie pamiętał, i że cała troskliwość ludzi ograniczyła się tylko na uratowanie jéj bydła, które wprawdzie bardzo lubiła, które jednak ani na chwilę wobecném położeniu myśli jéj nie zajęło, rzuciła się ku drzwiom domu płonącego.
— Zatrzymaj się Joanno! — zawołał Wilhelm chwytając ją w swe ramiona; — dach co tylko nie zapadnie, a izba tak dymem napełniona, żebyś się natychmiast
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.
119