w niéj udusiła.... Nie! nie!.... niepuszczę cię w żaden sposób do domu....
— Puśćcie mnie, puśćcie, mój paniczu chrzestny! — odrzekła Joanna z siłą nadzwyczajną z jego rąk się uwalniając, — niechcę, żeby się ciało mojéj matki miało tak spalić, jak sprzęt jaki.... ja chcę, żeby ją pochowano w ziemi świętéj, i z wszelką uroczystością, jak przystoi na uczciwą chrześciańską duszę!
I rzuciła się z taką siłą nadzwyczajną ku izbie płonącéj swojéj matki, że niepodobna było Wilhelmowi ją wstrzymać.
Chciał właśnie pobiédz za nią, ale spostrzegł, że Joanna dymem duszącym przerażona, w tył się cofnęła i zamiaru swojego wyrzeknąć się zdawała. Ona jednak zbliżywszy się do syna Leonarda rzekła do nięgo półgłosem:
— Kadet, muszę tam wejść koniecznie, i na mój chrzest ci przysięgam, że wydobędę z tamtąd moją matkę; ale niech nikt za mną nie chodzi, toby wszystko popsuło.
Czy to dla tego, że Joanna użyła przesądu o niéj krążącego w celu przeszkodzenia swoim przyjaciołom narażenia się z nią na niebezpieczeństwo: czy téż może dla tego, że sama wierzyła w opiekę boginek, którą jéj matka wywołała nad nią kiedy jeszcze dzieckiem będąc w kolébce leżała, dość na tém że natychmiast ją zrozumiał i Kadet i dwóch do trzech wieśniaków, którzy blisko nich stali, a których się jej zupełnie przekonać udało o posiadaniu owéj świadomości, którą jéj powszechnie przypisywano. Nagle téż, uwiodłszy baczność swego chrzestnego panicza, rzuciła się w kłęby dymu i
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.
120