— Zakładam się o pięć su francuzkich, odpowiedział sir Arthur.
— O wstydź się! rzekł Marsillat; sądziłem że Anglicy szaleją za zakładami; ale widzę, że nie zasługują więcéj na swoją sławę. Pięć su, aby się wpiąć na tę skałę!
— Nawet i tego nie wart.
— Doprawdy? — Można ręce i nogi połamać!
— Więc się nie zakładam. Albo nie to się założę o sto tysięcy funtów szterlingów z tobą, że się na nią wdrapiesz.
— Fraszka pieniądze: główną rzeczą sława! zawołał Marsillat wesoło; idzie o twoje pięć su, będę się piął!
— Tak, tak: tego ci tylko potrzeba, aby się zabić! rzekł Arthur odbiérając mu z zimną krwią strzelbę nabitą, któréj za podporę chciał użyć.
Marsillat dokazywał niesłychanych rzeczy; cudów zręczności; a pokaléczywszy sobie ręce, ześliznąwszy się kilka razy aż na ziemię, porwawszy na sobie szelki, i wprowadziwszy w rozpacz psa, który się nadaremnie za nim iść silił, przezwyciężył nakoniec wszelkie trudności i z okrzykiem zwycięzkiéj radości stanął na płaszczyznie szczytowéj dolmenu.
— Czy wiécie, zawołał, że te kamienie były niegdyś posągami bóstw? Oto stoję teraz na barkach takiego bożka!
— Słuchaj, Leonie! zawołał młody Boussac, jeżelibyś tam na górze przypadkiem znalazł druidkę Welledę, to nam powiédz!
— Ba! Nielubię waszych druidek, i waszego Szatobrianda! odpowiedział Marsillat, który gwałtem chciał
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
7