Strona:PL Sand - Joanna.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.
135

Joasia chwilę się wahała, ale w końcu rzekła:
— Nawet i mojéj ciotki, nie! paniczu chrzestny.
Pojęła bowiem téj nocy, że ciotką jéj jedna tylko namiętność rządzi: chciwość; a cała jéj dusza bogbojna przeciwko temu się oburzyła, że siostra jéj matki opuściła to ciało szanowne płomieniom na pastwę, a późniéj ani pomyślała nawet odbydź straż nocną przy zwłokach umarłéj.
— Dziękuje ci Joasiu, dziękuje, — rzekł Wilhelm biorąc ją za rękę.
— Za cóż mi to dziękujecie, mój paniczu chrzestny?
— Żeś mię przyjęła za twojego opiekuna i przyjaciela. Twoja matka słyszała twoje przyrzeczenie Joasiu!
— Daj boże, aby to jej było przyjemne! — rzekła Joasia całując koniec całuna. — A teraz, cóż mi to poradzić chcecie, mój paniczu chrzestny?
— Abyś przyszła do Boussac na mieszkanie, do domu mojéj matki, jeżeli cię moja matka, jak się tego spodziewam z pewnością, do siebie wezwie i przyjmie.
— Czy to do służby paniczu chrzestny? Czy myślicie ze mię wasza pani matka do służby potrzebować będzie?
— Nie moja Joasiu, ja nie myślę aby cię potrzebować miała, ale....
— Jeźli tak, to wybaczcie mój paniczu chrzestny, ale ja nie chcę mieszkać w mieście.
— Lubisz więc wieś bardzo?
— Nigdym jeszcze nie była wmieście, mój paniczu chrzestny; to jest, urodziłam się tylko w mieście; ale od tego czasu, kiedym go opuściła mając pięć lat do-