Strona:PL Sand - Joanna.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
156

— Któż ci to powiedział o tém?
— Pan Marsillat, który się na tém zna bardzo dobrze; nieprawda panie Marsillat, żeście mi dziś rano powiedzieli, nimeście do Toull wrócili, że mój panicz chrzestny jeszcze nie ma całego użytku swoich dóbr po ojcu, i żeby mu to z przykrością było dom mi nazad odbudować.
— A? — zawołał Wilhelm spoglądając ostro na Leona, — byłeś tak dobrym aż do tego stopnia mną się zajmować?
— Czy ci mówiłem w istocie o tém Joasiu? — prawdziwie nie pamiętam o tém wcale! — odrzekł Marsillat z wielką obojętnością.
— Powinnibyście dobrze o tém pamiętać, panie Leon! a to dla tego, żeście mi się sami z tém oświadczyli łaskawie, ze mi chcecie moją chatę dać odbudować, i że wam to żadnego kłopotu nie zrobi.
— Ah! — zawołała Klaudyja, któréj oczy się zaiskrzyły, jak u kota, — to pan Leon ci zrobił tę obietnicę?
— Rozumiém, — rzekł Wilhelm z goryczą, — pan Leon przenosi zostać sam twoim dobroczyńcą, a ty przenosisz jego dobrodziejstwa nad moje Joasiu?
— O nie, mój paniczu chrzestny, wiém ja o tém dobrze co jest przyzwoite, a co nie. Pan Marsillat nie jest moim chrzestnym ojcem, i mówił tylko o tém z przyjaźni dla was i z miłosierdzia wielkiego dla mnie. Ale ja mu zaraz powiedziała, jak mu jeszcze raz teraz, w waszéj przytomności powiadam, że gdybym jego dobrodziejstwa przyjęła, to by o mnie źle gadano, a to by dla mnie bardzo złą przysługą było.