okazałość dni naszych tak słabą i ubogą robi w porównaniu z warunkami okazałości naszych pradziadów.
Zdaje się, że to przykre uczucie musiało także mimowolnie zatrudniać umysł tych dwóch pań, które w framudze okna z sobą rozmawiały: bo były dość smutne szeptając w tém zmroku po cichu do siebie.
Ilość lat tych dwóch osób znakomitych połączona stanowić mogła wiek cały, w dość równe części między obie podzielony. Były ony niegdyś piękne, przynajmniéj twarz i układ pani de Boussac tego jeszcze dowodziły; ale otyłość pani de Charmois wszelki wdzięk jej odjęła, chociaż jej to wcale nie przeszkadzało być czynną, ruchliwą i odważną.
Przybywszy dniem poprzód do Boussac z swoim mężem, który niedawno otrzymał godność podprefekta okręgu, pani de Charmois odnowiła znajomość swoją z przyjaciółką swoją dawną, z którą się jednak od kilku lat już nie widziała, a która, mimo wielką różnicę ich wzajemnych usposobień, wielce się cieszyła, iż posiada nakoniec sąsiedztwo i towarzystwo odpowiednie swej godności.
— Podziwiam cię, moja luba, — rzekła nowa pani pod-prefekcina, — żeś mogła dwie zimy po sobie przepędzić w twoim zamku.
— Jest on wprawdzie trochę smutny, moja kochana, — odpowiedziała pani Boussac, — jest on jednak lepiéj zbudowany, obszerniejszy i oszczędniejszy na opał, jak moje ładne pokoje w Paryżu.
— Nie myślę ja się wcale na niego uskarżać, zwłaszcza żeś mię w nim tak grzecznie w gościnę przyjęła, nim znajdę dogodne pomieszkanie w waszém szczegól-
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.
173