— Przystojny to był chłopiec z Wilhelma! — rzekła pani Charmois, zamyśliwszy się nagle; — pragnę go jak najprędzéj zobaczyć. — Ale powiedzno mi moja duszko, ten pan Harley, ten wasz Anglik, czy bardzo jest bogaty?
— Nie tak bardzo bogaty jak na Anglika który podróżuje; ale zawsze będzie miał koło milion majątku!
— A to bardzo ładnie!.... Czyli ty niemyślisz wcale o tém, żeby to był stósowny mąż dla twojéj Maryni?
— Tobie się ciągle tylko zamęźcia, swaty i jakieś nadzwyczajne zdarzenia po głowie roją! Muszę ci wyznać, żem nigdy ani myślała o tém.
— Dla czegóż by to miało być czémś nadzwyczajném? Czyliż to nie jest myśl dobra, którą ci nastręczyłam?
— Przynajmniéj nie bardzo do prawdy podobna. Jeżeli prawo pierworodności przywrócone zostało, to moja Marynia niebędzie miała zaledwie dwa do trzech tysięcy rocznego dochodu. Widzisz przeto sama, że nie jest na żonę dla pana milionowego; ale ja nie sięgam dla niéj tak wysoko.
— Ej co tam! jest ładna! a wasz Anglik, o ile sobie go przypominam jest rodzaj filozofa, dziwaka. Trochę tylko zręczności, trochę zalotności, a Marynia mogłaby bardzo łatwo zawrócić mu głowę.
— Moja Marynia nie zechce użyć téj zalotności, a ja też jej radzić nie myślę aby to uczyniła. My nie jesteśmy dość zręcznie do tego, moja droga, bo jesteśmy za dumnie.
— To wszystko głupstwo, bylibyście daleko dumniejsze jeszcze, mając milion majątku.
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.
183