wieśniaczki dotąd ciągle oku taiło, podały się dobrowolnie smakowi wytwornemu panny Boussac, i w złotych splotach otaczały jéj głowę cudownie kształtną. Jéj ręce wzorowéj piękności żadnego innego pięknidła niepotrzebowały, prócz mleka z którym codziennie miała do czynienia, — aby zadziwiać swoją białością i pulchnością. Noga jéj tylko najwięcéj cierpiała na tém przebraniu; przyzwyczajona w młodości chodzić boso po krzakach, była ona za nadto ładna, za nadto mało sztuce mająca do zawdzięczenia, aby się czuć miała nieuciśnioną w tych trzewikach ciasnych i szpicastych za pomocą których kobiéty wielkiego świata tworzą sobie nogi sztuczne, które się wydają, jakby do postaci człowieka należeć nie miały.
— Przyznać muszę, — rzekła panna Boussac patrząc na nią, — żem jeszcze tak ładnéj dziewczyny niewidziała, jak ty moja biédna Joasiu. Gdyby niebo było chciało z ciebie królowę zrobić, niemogłoby cię było lepiéj ukształcić. — — A teraz, kochana mamo — dodała — pójdziemy się przejść trochę po ogrodzie. Ludzie z miasta, którzy nas z daleka będą widzieli, pomyślą, że nasze dwie przebrane panny z Paryża przybywają. Wkrótce się wieść po mieście rozejdzie, że pani pod-prefektowa ma trzy córki, a jutro, kiedy jednę tylko zobaczą łatwo się domyślą, co się z drugiemi dwoma stało. A tym sposobem całe miasto zostanie zwiedzione na primaprilis.
— Moje panny, wypraszam sobie wszelkie żarty, w którebym ja mogła być wmięszana, — rzekła pani Charmois. — W mojém położeniu, niemogę sobie pozwolić téj przyjemności, śmiać się i żartować wraz
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.
192