Strona:PL Sand - Joanna.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.
199

— Jak to?
— Proszę mi tedy pozwolić powitać te panie, — odrzekł Marsillat, który Klaudyją natychmiast poznał po jéj szyi opalonéj.
I zbliżył się do dziéwcząt, robiąc z powagą śmiészną głębokie ukłony Klaudyi na którą się jednak niepatrzał, bo piękność Joanny, i jéj postawa szlachetna i spokojna mimowolnie jego uwagę całą wiązała.
— Że mię téż to pan tak zaraz poznał, kiedy mię Kadet nie mógł poznać? — zawołała Klaudyja, która wstała, a chcąc użyć wachlarza, niezgrabnie nim powiewać zaczęła, i ciągle w piersi się nim biła.
— Z jakim wdziękiem wachlarza użyć umie! — zawołał Marsillat przedrwiwając, ciągle jednakowo oczy na Joannę mając zwrócone; — jak jaka piękność andaluzyjska.
— Czy to tylko nie głupstwa mi pan gada, panie Leon? — zapytała Klaudyja, niepojmując wcale téj dwuznacznéj grzeczności.
Podczas, gdy tym sposobem wesoło rozmawiano koło stolika do roboty, pani Charmois, która za przybyciem Marsillata natychmiast swój lornion na niego zwróciła i na prędce panią Boussac o nazwisku, położeniu i majatku rzecznika wybadała, poznała od razu tém spojrzeniem sępiem kobiéty, która się urodziła na pod-prefektową policyi, że wspomniony rzecznik, wzrokiem swoim lekko przebiegłszy Elwirę, nieraczył więcéj najmniejszéj nawet uwagi na nią zwrócić, a rozmawiając ciągle z Klaudyją i Maryją, oczów swoich z pięknéj Joasi nie spuszczał.