Strona:PL Sand - Joanna.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.
212

— O, jak się panu śpieszy! Zdaje się, jak gdyby podróż przez Włochy niebardzo pana była zadowolniła, i że pan na to liczysz, coś lepszego u nas znaleść. Spodziewam się jednak że pan tydzień poczekasz. Jestem ja kobiéta, która radzić umie: znam się dobrze na sercu człowieka, a pan mnie tak zajął..... w istocie..... jak gdybyś był moim synem!....
— O pani jesteś bardzo dobrą! — powtórzył Anglik z lekkim uśmiéchem szyderczym.
W téj chwili zastawiono desser. Część ta wieczerzy do Joanny należała. Weszła tedy niosąc koszyczki z winogradem jabłkami i gruszkami, ślicznie przechowanemi i ładnie i sztucznie w mchu ułożonemi. Ubrana jako wieśniaczka z wielką schludnością, z zawiniętemi aż po łokieć rękawami, aby tém zręczniejszą być, wyciągnęła swoje piękne białe ramiona, aby na środku stołu położyć wielki sér śmietankowy, którego właśnie co jeno na prędce zrobiła. Cera jéj twarzy żywszym trochę rumieńcem była pokryta. Aby usłużyć schylała się na stół to koło Wilhelma, to koło Anglika bez wszelkiéj nieufności i udania. Wilhelm jednak spostrzegł, że o ile możności się strzegła zbliżyć do Marsillata, chociaż tenże nieznacznie odsunął swoje krzesło od Elwiry, aby zostawić koło siebie wolny przystęp do stołu ładnej Hebie. Wilhelm zaledwie oczy swoje od niéj odwrócić zdołał, i z swoją siostrą rozmawiać począł, bóg wie o czém, aby tylko myśli swoje od niéj odwrócić. Ale to już przeznaczeniem było dzisiaj Joanny, mimowolnie uwagę na siebie zwrócić.
Skoro tylko wyszła, sir Arthur, którego nagabania