— Nie; wszak wiedziałam dobrze że ten pan mnie obrazić niechciał, i że to jedynie dla zabawy było.
— A może Joasiu ci to przyjemność sprawiło?
— O jak téż to panna sobie żartować i zadrwić lubi! Jaką-że mi to przyjemność zrobić miało? Wszakże ja go nie znam wcale tego pana!
— Kiedy mój brat powrócił Joasiu, to cię także w rękę pocałował?
— Prawda; to samo dla śmiéchu!
— Ale to ci boleść sprawiło; widziałam to po twojéj twarzy.
— Prawda, panno, prawda. Byłam tak bardzo rada, żem widziała mojego chrzestnego panicza wyleczonego..... i tak dobrze wyglądającego! Byłabym go rada uściskała tego biédnego panicza! A on naraz zaczął sobie drwić ze mnie! To mnie bolało. Ale potém, rzekłam sama do siebie, że nie było o co się tak martwić, bo przecież lepiéj, że był wesół i żartobliwy, jak by miał być smutny i chory, jak w tedy kiedy wyjechał.
— Dobra Joasiu nie wierz temu, żeby Wilhelm chciał był sobie drwić z ciebie. Przecież widziałaś sama, że i mnie w rękę całował, a to z pewnością nie dla tego, aby sobie zadrwić ze mnie.
— O bo téż to z panną, to co innego; panna jesteś jego siostrą; ale ja jestem jego chrzestnicą tylko, i to moim jest obowiązkiem uszanowanie mieć dla niego.
— I on powinien mieć uszanowanie dla ciebie Joasiu, i ma go z pewnością.
— A to za co, moja panno?
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.
230