szaloną i nierozważną Klaudyi. W jéj twarzy jaśniała pewna wspaniałość anielska, która uszlachetniała pospolitość jéj zatrudnienia. Widząc ją z taką spokojnością powagą i powolnością wiążącą taśmy od poduszki, możnaby myśleć było, że się widzi Wielką-kapłankę zatrudnioną jakowąś tajemniczą czynnością w dopełnieniu swojego ofiarnego obrzędu.
Anglik stanął nieruchomy, niewyrzekłszy ani słowa. Wilhelm wzruszeniem głębokiém przejęty stał, jakby do ziemi przykuty. Wolałby był w téj chwili stracić przyjaźń sir Arthura jak go sam-na-sam z Joanną zostawić. A bóg wie, czyliby sir Arthur niebył trwożliwszym i skromniejszym jeszcze jak Wilhelm podczas swego sam-na-sam z tą młodą dziewczyną. Ale ta obojętna i spokojna, z głową na dół pochyloną, wszystkie węzły u poduszek z największą sumiennością powiązała. Zdawało się Wilhelmowi, że węzeł gordyjski wiąże, tak mu te chwile długie się wydawały. Nakoniec wyszła, a Anglik zakochany, który nie śmiał jej ani dzień dobry, ani dobra noc powiedzieć, padł na krzesło westchnąwszy głęboko.
— Jutro, kochany Wilhelmie, — rzekł do Wilhelma wstrząsając ręką młodego barona na znak pożegnania, — jutro się dowiész o wszystkiém, co mi przez noc przyjdzie do głowy.
— Chcesz więc czuwać przez całą noc? — zapytał go Wilhelm, który, pomimo że go kochał, niemógł się od pewnéj goryczy szyderczéj w głębi swego serca uchronić. — Jabym ci przeciwnie radził dobrze się wyspać mój przyjacielu, bo musisz być bardzo drogą strudzony. Spoczynek ci doda sił i wróci całą dzielność
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.
251