— Nie. Wyglądała tak, jak głowa człowieka, a chociaż nie mogłam dobrze widzieć, bo światło księżyca z tyłu padało, zdaje się mi że to była głowa płaska, z włosami długiemi, prostemi.
— A to jakby głowa starego Ragueta ze Zbójkowa.
— I ja o tém już myślała. Ale co by on tu chciał ojciec Raguet?
— O, nie przyszedł on tu zapewnie aby coś dobrego komuś wyświadczyć. Czyś wczoraj wieczór bramę dobrze za sobą zamknęła?
— To panna ją zamykała z Anglikiem, i może zapomnieli drążkiem bramy założyć. A potém, wiész przecież, że ten stary złoczyńca jest jak gadzina. Wlazłby wszędzie przez dziurkę od klucza.
— Ot, musiało ci się przyśnić, żeś coś widziała. Psy ani pisły.
— O ty wiész przecie, że psy na tego człowieka nigdy nie szczekają. Umie on ich uśpić jakiemiś słowami.
— Ładne mi słowa! Daje im mięsa z konia zdechłego. Większy z niego złodziéj jak czarownik, i nie tyle jest mądrym, co złym człowiekiem.
— Trzeba się nam będzie ubrać i wyjrzeć na dwór, — rzekła Joanna.
— Moja droga, ja się ani kroku nie ruszę, — zawołała Klaudyja, — bardzo się boje.
— A jak zrobi jaką szkodę na podwórzu lub w ogrodzie, to będzie nasza wina Klaudyjo? Ja pójdę sama. Jeżeli to jest Raguet, to się go tyle nie boję, jak gdyby to co innego było.
Klaudyja niechciała na to zezwolić aby się Joanna
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.
266