Strona:PL Sand - Joanna.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.
268

Jane zachwycała. Rozmawiałem z nią po twojém odejściu.....
— Doprawdy? zawołał Wilhelm rumieniąc się.
— Doprawdy; i mówiła ze mną samemi zagadkami; wydała się mi jednak wzorem najczystszym i najwznioślejszym, jaki kiedykolwiek wyszedł z rąk stwórcy, i zaczynam teraz wierzyć w to, o czém poprzód tylko przeczucie pewne miałem, że pewne istoty, które czytać i pisać nie umieją, więcéj wiedzą o rzeczach boskich, jak największa część uczonych tego świata. Ta Joasia ma bardzo wygórowaną wyobraźnią, i w sercu zamyka tajemnicę, która mię nęci i przestrasza. To nie może być tylko rzecz wzniosła lub szalona. A mnie to życie tak suche i nudne się zdawało! Ja, co nieraz, niemówiąc ci nic o tém, czułem napady splinu, ja teraz się czuje pełen życia i jakby odmłodniały. Drzę, cierpię.... ale żyję.
— To jest, że masz nadzieję, — rzekł Wilhelm. — I w istocie nie wiém dla czegobyś nie miał do tego doprowadzić, żeby cię ta biédna dziewczyna kochała?
— Obawiam się bardzo, czy ta rzecz przeciwnego obrotu nie weźmie. Ta dziewczyna biédna nie posiada żadnéj dumy. I dla tego właśnie ją podziwiam; dlatego ją kocham i trwam w mojém postanowieniu ożenienia się z nią, jeżeli będę mógł doprowadzić ją do tego, aby na to zezwoliła.
Wilhelm nie starał się wcale wybić Arthurowi ten zamiar z głowy. Posępny i słaby zaprowadził go do swojéj matki, która go z niecierpliwością oczekiwała. Rodzina Charmois przyszła na śniadanie. Pani podprefektowa była bardzo kwaśna w obejściu się z Anglikiem,