zarówno od zgrozy piekła jak i nędzy uwolniony został..... Jeżeli zaś tylko Woltera chcesz mu dać czytać, kiedy będzie umiał czytać, tobym bardzo żałował za niego powiastek jego poetycznych i jego wiary w cudowność. Joanna niedawno wyrzekła coś bardzo głębokiego, czegoś jednak, jak się zdaje, nie pojął. Wieśniacy, którzy w polu dzień i noc żyją — mówiła — widzą rzeczy, których ty nigdy widzieć nie będziesz. To tyle znaczyć ma, że ich umysł bardziéj do poezyi zwrócony jest jak nasz, a w téj mierze, nie wiém, czyli ich żałować lub im zazdrościć, czyli ich z tego błędu wyprowadzić lub podziwiać mamy.
— O tak, podziwiacie ich jako ciekawi, lubownicy! — odrzekł Marsillat. — Zbieracie chętnie ich powiastki, aby je wiérszem ułożyć, lub w bujną prozę i muzykę ubrać. Ale byście sobie nie życzyli tego wcale, aby wasze dzieci podobnemi powiastkami karmiono, i z wielką pilnością staralibyście się ich wyprowadzić z błędu, gdyby bajki swych mamek chcieli brać za prawdę.
— Może się mylisz, — rzekł Wilhelm. — Dziecko równie jak wieśniak potrzebuje poezyi, i nie można go niczego nauczyć, tylko za pomocą obrazów. Co do mnie, i ja byłem karmionym temi powiastkami, któremi pogardzasz, i bardzo by mi przykro było, gdybym był ducha Woltera z mlékiem wyssał.
— Wiém o tém, żeś témże samém mlékiem był karmiony co i Joanna, — odrzekł Marsillat z uśmiéchem, — a bajeczki matki Tuli mogły tak dobrze być tobie do smaku, jak bajki mojéj babki, która z waszém przeproszeniem, to samo niejako do wieśniaków należała, niegdyś i mnie bawiły. Ale ty nie lubisz tych obrazów
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.
281