Strona:PL Sand - Joanna.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.
284

moc przyszedł. Ta różnica we wrażeniach, które jedna i ta sama rzecz na osoby różne robi, jest stwierdzona dostatecznie przez codzienne doświadczenie.
Sir Arthur raz jedynie w swojém życiu był na skałach krwawo-ofiernych. To miejsce dzikie w jego pamięci bardzo wyraźny obraz po sobie zostawiło, a okoliczność najmniejsza, która z tém związek miała, dla niego część tego obrazu stanowić się zdawała. Marsillat, który mało sto razy przedtém i potém tamtędy przechodził, w wielkim byłby był kłopocie, gdyby mu było przyszło jakie szczególne wydarzenie opowiedzieć. Czatował on nie i raz[1] podchwycił niespodzianie nie jedną pastérkę śpiącą śród tych skał i krzaków tego mało zwiedzanego ustronia. Lecz odległość mieszkania i nieokrzesanie Joanny dość długo ją chroniły od spojrzeń zapalonego myśliwca, aby nie miał był zapomnieć jéj rysów, które się z resztą bardzo zmieniły, a nawet przeistoczyły od czasu spotkania się z nią na górze Barlot aż do owéj chwili, w której oczy czarne Klaudyi zwabiły młodego rzecznika ku krzakom w Toull i dolmenom w Ep-nell. Co do Wilhelma, te cztéry lat, które w Paryżu na wielkim świecie przepędził utworzyły przepaść prawie między jego wspomnieniami młodości i uczuciami nowego zupełnie życia.

Skoro wszyscy dość wcześnie się rozeszli, według zwyczaju panującego w Boussac, Arthur, Wilhelm i Maryja przedłużyli nieco czuwanie swoje w wielkim salonie. Anglik trwał uporczywie w swojéj miłości do Joanny, a panna de Boussac nie starała się wcale wybić mu to z głowy, ale owszem, podziwiała jego roztropność, jak ją nazywała, i unosiła się nad jego zamiarem

  1. Przypis własny Wikiźródeł Wydaje się, że początek zdania winien brzmieć Czatował on i nie raz.