począł zupełnie powątpiewać o istnieniu stolicy Kambiowicenców[1] lecz wieśniak odgadując jego myśli, rzekł do niego:
— Jest to kamień budowlany, proszę nie wątpić o tém mój panie. Jest on tu dwojakiego rodzaju; jeden tak dobrze kitowany, że kamień od wapna odłączyć ani sposobu, — ale ten jest bardzo rzadki; aby go znaleść, trzeba dobrze kopać; — drugi dawniejszy jeszcze, który pono nigdy inaczéj spajany nie był, jak rozrabianą ziemią. Jak się zdaje był to sposób murowania w dawniejszych czasach, za dawnych jeszcze Gallów, będzie temu z dwieście lat..... ale, co ja téż pletę? najmniéj ze cztérysta lat!
— Tak, najmniéj! odpowiedział Wilhelm z uśmiéchem. Czyś był kiedy w świecie, staruszku?
— O byłem, panie! byłem często w Boussac i w Chambon także!
— A w Paryżu? byłeś kiedy?
— O w Paryżu niebyłem nigdy, a pomimo to, taki ze mnię mularz dobry, jak i drudzy. U nas trzeba koniecznie być mularzem, bo niéma tylko sam kamień; ale za drugiemi iść niémogłem[2], bo chromam, jak widzicie sami, i to już od dzieciństwa. Z tego téż powodu zrobiono mię kościelnym; zamiatam kościół i służę do