czu, że kocham kogo innego? Czy to dla tego, aby mi powiedzieć, że was już kochać nie chcę?
— Czyliżeś mnie kochała Joasiu? O! powiedz mi powiedz!
— Ależ ja was zawsze kocham, mój paniczu chrzestny!
— Ty mnie kochasz! i ty mnie to tak spokojnie mówisz!
— Nie, nie, mój paniczu chrzestny, ja wam tego niemówię spokojnie — odpowiedziała Joanna, która sądziła, że ją o oziębłość oskarża, i z pogodą smętną niewinności niesłusznie oskarżonéj oto płakała.
— O nie! nie! ty mnie nie kochasz, — rzekł Wilhelm puszczając ręce Joasi, i targając swe włosy w rozpaczy. — Nie, ty mnie nie rozumiesz, ty nawet nie wiész, czego żądam od ciebie!
— O mój boże! mój paniczu chrzestny! — rzekła Joanna klękając koło łóżka Wilhelma, — niechże się panicz tak nie rozpala! Otóż znowu jesteście jak w przeszłéj chorobie, kiedyście mi zawsze robili wyrzuty, że nie jestem do was przywiązaną. A ja was przecież pielęgnowałam, jak mogłam najlepiéj. Wszak to nie moja wina, jeżeli jestem prostaczka, i jeżeli dobrze wszystkiego nie rozumiém co mówicie.
— O ty wszystko rozumiész Joasiu, wyjąwszy jednego słowa: kochać!
— O mój boże! gdybyście tylko nie chorowali paniczu chrzestny, tobym wam powiedziała, że mnie okrótnie krzywdzicie! Ale może to wam robi przyjemność mnie łajać? łajajcież mnie tedy, łajajcie! ulżyjcie waszemu sercu!
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/326
Ta strona została uwierzytelniona.
320