Strona:PL Sand - Joanna.djvu/328

Ta strona została uwierzytelniona.
322

inaczéj rozumiemy jak wy. My ludzie ze wsi używamy tego słowa jeżeli mówiemy o ludziach rozkochanych.
— A gdybym téż ja, Joasiu, w tobie był rozkochany?
— O nie, paniczu chrzestny, to tak nie jest, — rzekła Joasia, spuszczając oczy na dół ze smutkiem; — to tylko choroba z panicza mówi.
— Dobrze więc, prawda, że choroba ze mnie mówi; ale gorączka jest jak wino; ona tylko myśli nasze wyjawia.
— Źle się ze mną obchodzicie, paniczu chrzestny, — rzekła Joanna surowo, pomimo zwykłą swą łagodność, — to nie dobrze, wszak ja na to nie zasłużyła.
— A zatém mnie odtrącasz od siebie? nienawidzisz mnie?
— Czy to być może, dla miłości boga! — rzekła Joanna ukrywając twarz swoją łzami zalaną w swoim fartuszku.
— Moja mowa cię obraża i boleść ci sprawia! o jakże ja jestem nieszczęśliwy! szał mnie uniósł! ty nie czujesz dla mnie miłości!
— O mój paniczu chrzestny, nigdybym się na to nie odważyła, i wolałabym raczéj umrzeć, jak coś takiego wbić sobie do głowy.
— Co ty mówisz? o prostoto szalona! I ty sądzisz, żebyś mnie przez to obraziła, żebyś zgrzeszyła może przeciwko uszanowaniu dla mnie? o mów, na boga, mów!
— Niewiém czylibym was przez to obraziła, mój paniczu chrzestny, ale to wiém, żeby to obraziło moją matkę chrzestną, a może i moją ukochaną pannę. Ale bogu dzięka! nie jestem ja do tego zdolna! Przyjść do