Strona:PL Sand - Joanna.djvu/330

Ta strona została uwierzytelniona.
234

wsze z łagodnością mówiła, będąc stale w tém przekonaniu, że Wilhelm był łupem jakiego szału chorobliwego, — więc się oddalić muszę. Inna osoba niebędzie was zapewnie z taką przychylnością pielęgnowała, jak ja, lecz przynajmniéj będzie szczęśliwszą odemnie, gdyż ja was ciągle tylko niecierpliwię, i zawsze jesteście na mnie markotnym, jeżeli zachorujecie. Pójdę poszukać Klaudyi, albo pana Anglika, i przyrzekam wam mój paniczu chrzestny, że, chociaż do waszéj izby już więcéj nie przyjdę, i obsługiwać was nie będę, choć mi serce z tego pęknie, ja was przecie zawsze kochać będę!
— Otóż to czego się spodziewałem! — zawołał Wilhelm w rozpaczy. — Szukałaś tylko sposobności, aby się odemnie oddalić, i oddalasz się tak spokojnie; dobijasz mnie pod pozorem, że mi chcesz oddać życie. Idź więc idź, bądź zdrowa! zostaw mnie! zostaw! ja sam siebie już nie znam więcéj!
I zaczął płakać, jęczeć, i ręce załamywać gwałtownie ów młodzieniec nieco burzliwy, jak każde wypieszczone dziecko.
Joanna, przestraszona, wstała i pobiegnąć chciała po pannę lub panią Boussac, posłuszna rozkazom, które otrzymała, aby za najmniejszą oznaką niespokojności lub niebezpieczeństwa, która by się pojawiła, natychmiast ich zbudzić przyszła. Lecz kiedy już była na wychodnim, wstrzymała się przerażona tą gwałtownością, w której chorego widziała. Nie śmiała go samego zostawić, i wracając do niego, starała się podobnie jak niegdyś, łagodnością i macierzyńskiemi napomnieniami go nakoniec uspokoić. Ale Wilhelm był daleko mniéj chory, a przeciwnie, daleko więcéj rozkochany jak poprzód.