kanym i niekształtnym, spoczywającym nosem w błocie na samym środku rynku w Toull, zwrócił się Wilhelm ku wieży z czasów feudalnych, któréj główne spodnie mury jeszcze dotąd dobrze się zachowały, a z któréj jeden z mieszkańców zrobił sobię piwnicę na swoje gospodarskie i domowe zapasy. Pokrył ją ziemią aż do równi piérwszego piętra, i opatrzył w drewniane schody po których można wyjść na tę wzniosłą płaszczyznę małą, która jest punktem najwyższym nad wszystkie wzgórza i całą przyległą okolicę. W czasach teraźniejszych, gdzie ruch myśli, badania starożytności, i popęd do opisowości przyrody nawet téj okolicy dzikiéj i pustéj nadały rodzaj ruchu badawczego, często się zdarza, że w jesieni zobaczyć można na owéj płaszczyźnie małéj w Toull jakiego ucznia z zakładów szkolnych w Burges, korzystającego z wakacyj, lub prawnika podróżującego z Chatre, lub téż jakiego Cicerone z upodobania z Boussac. Ale w owych czasach, w których Wilhelm na nią się wpiął po raz piérwszy, byłoby mu trudno było znaléść tam kogo, z kimby się był mógł wdać w rozmowę. Ludność szczupła téj wioski pracy w polu była całkiem oddana, a o południu zaledwie można było usłyszéć gdakanie kury za żywnością błądzącéj w zagrodzie. Wilhelma odurzyła ta przestrzeń bez granic, która się przed oczami jego rozwinęła. Z jednéj strony widział niepłodną Marche, bez drzew, bez mieszkań, z gołemi swojemi wzgórzami, ciasnemi dolinami, pagórkami suchemi, gdzie nieraz się zdaje, że dészcz kamienisty musiał przytłumić wszelkie życie roślinne na wieki, z swojemi gallijskiemi pomnikami, wznoszącemi się w téj pustyni, jakby ciągłe przeczenie starego świata bałwo-
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
30