Strona:PL Sand - Joanna.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
31

chwalczego przeciwko wznowieniom i postępowi młodszych pokoleń. W głębi tego ponurego krajobrazu młody baron de Boussac widział rodzinne swoje miasteczko, którego imię nosił, i piękniuchny zamek swój, ginący jakby punkt żółtawy śród skał Małéj-Ceeusse. Zwracając się w drugą stronę widział Combraille u nóg swoich, a cokolwiek daléj Bourbonnais z swojemi ślicznemi wodami, bujnością roślinnego życia, i szérokiemi równimi rozciągającemi się niby wstęgi niebieskie aż po niezmierzone krańce koliste widnokręgu. Jest to widok wspaniały, którego jednak długo znieść niepodobna. Ta nieskończoność zawrót głowy człowiekowi sprawia. Człowiek się czuje upokorzonym, że okiem tylko ścigać może jaskółkę latającą śród tych jasności przestrzeni; a potém, zaślepia was ta głębokość tego nieba ze wszystkich stron was otaczającego, a świéżość powiétrza, zawsze zimnawego w téj wysokości, dotkliwie was przejmuje i oddech tamuje. Zdaje się mi, że na wszystkich takich szczytach pojedynczych, odosobnionych, z których całe koło ogromne widnokręgu widzieć się daje, czuć można i pojmować okrągłość kuli ziemskiéj; zdaje się nawet, że człowiek czuje i ten ruch jéj szybki, którym się rzuca w odwieczne swoje krążenie. Zdaje się, że człowiek czuje, jak go ten bieg niewstrzymany z sobą porywa w przepaście nieba, i nadaremnie szuka nad sobą gałązki, aby się jéj uchwycić i wstrzymać. Niewiém, czyli czaty niegdyś na szczycie téj wieży osadzane, o sto stóp jeszcze nad tą wysokością, do jakiéj się teraz wzniéść można, niebyły na większe męki skazane, jak owi więźniowie zamknięci w ciemne więzienia.
Nasz podróżny niemógł znieść długo smutnéj wiel-