Strona:PL Sand - Joanna.djvu/373

Ta strona została uwierzytelniona.
367

A jednak z radością wewnętrzną, pełną szyderstwa i zemsty przeciwko dumie szlacheckiej w ogólności, na to się patrzał, że i on równie jak i drudzy był posiadaczem zamku. Z chęcią byłby na połamanej tarczy herbowej swéj warowni, wbrew pewnym godłom nabożno-śmiałém, ten napis położył: „Moje pieniądze i moje prawo.“
Chociaż głównego budynku już nie było, nawet i żadna wieża w całości nie pozostała, łączka otoczona jeszcze wielkiemi ścianami muru, mniéj lub więcéj uszkodzonego, tworzyła ogrodzenie dobrze zamknięte, dzięki staraniom, które przedsięwzięto aby główną ścianę, w której niegdyś brama kolcami najeżona umieszczona była, silnemi belkami nieoprawionego drzewa podeprzeć. To ogrodzenie służyło właścicielowi folwarku do zamknięcia tamże swych klaczy ze źrebiętami na zieloną trawę, podczas nocy w lecie. Trawa rosła bujna na tém podwórzu, którego ziemię, jakby tłok w stodole, stąpania ludzi zbrojnych niegdyś ubijały.
— Poczekajże Joasiu, — rzekł Leon, pomagając dziewczynie zeskoczyć z konia, — zamknę tylko wrota, a potém cię zaprowadzę przez drugą bramę w miejsce, gdzie twoja ciotka mieszka.
— Czy to nie tu? — zapytała Joanna, szukając oczyma tego drugiego wyjścia, o którém jéj mówiono, a którego by w nocy nie była mogła zobaczyć, choćby było istniało.
— Bądź tylko spokojna — odpowiedział Leon, zamykając bramę na kłótkę, i chowając klucz w małą szparę w murze, z kąd go był wyjął. Pozwól mi tylko