Strona:PL Sand - Joanna.djvu/383

Ta strona została uwierzytelniona.
377

szacuję, abym ci ufać nie miał. Jestem twoim przyjacielem: tak, jestem jedynym przyjacielem twoim, i chcę być twoim obrońcą przeciwko tym wszystkim, co cię oskarżają. Dajże mi więc twoje słowo.... i twoją rękę.....
— A to na co?
— Bo ja mój honór stawiam w zakład, że cię bronić będę, a to jest rzeczą bardzo ważną moja kochana. Przecież nie chcesz abym krzywo przysięgał. Widzisz, jutro będę u twojéj chrzestnéj matki. Każe mię zawołać, aby mi oznajmić twoje odejście, aby się żalić może na ciebie; a ja udam, żem cię nie widział wcale dziś wieczór, lecz będę mógł zawsze powiedzieć, żem dobrze znał twoje uczucia do Wilhelma, i że odpowiadam za twoją szczérość. Wtedy twoja chrzestna matka mię zapyta, czy będę mógł przysiądz na to; każe mi, abym jéj podał moją rękę, a ja nie będę mógł tego uczynić, jeżeli ty pierwéj podobnie na przeciw mnie się nie zobowiążesz. Dajże mi więc twoją rękę Joasiu tak, jak gdybyśmy się w obec sędziów znajdowali, lub w obec księdza, i przysiąż mi, że ty nie kochasz Wilhelma de Boussac!
— Jeżeli to tylko dla zaspokojenia waszego sumienia, — rzekła niewinna Joanna podając swoją rękę Marsillatowi — to chętnie przystaję, panie Leon. Nie mogę, prawda, powiedzieć że nie kocham mojego chrzestnego panicza, bo to by kłamstwem było, ale mogę przysiądz, że go nie kocham inaczéj, tylko jak się kocha brata, ojca, lub nakoniec chrzestnego ojca!
— Dobra i poczciwa Joasiu! — rzekł Leon zatrzytrzymując jéj rękę, którą mu usunąć chciała; — jakżeż