Strona:PL Sand - Joanna.djvu/397

Ta strona została uwierzytelniona.
391

— Arthurze, wiész o wszystkiem. Odgadłeś, że kocham Joannę, i to przyczyną było żeś się oddalił; ale tego nie wiész może Arthurze, żem ją obraził, i że ona dla tego uciekła. Boże mój boże! jakaś zgroza mnie przejmuje! gdzie ona tylko być może?
— Jakżeż dawno w drogę się wybrała?
— Niewiém już dobrze czy godzina, czy dwie godzin temu; każda chwila rokiem się mi wydaje, odkąd jéj szukam.....
— Nie mogła ujść daleko.... — rzekł Harley. — Oto wiész co, rozłączmy się. Ja wrócę do Toull, i będę się starał po wszystkich chatach po drodze o niéj się wywiadywać, a ty uczyń to samo wracając do Boussac. Musiała się koniecznie gdziekolwiek zatrzymać.
— Słusznie masz Arthurze, rozdzielmy się!
— Jeszcze jedno słowo, Wilhelmie! cóż ma znaczyć ta wielka niespokojność twoja? Jakież nieszczęście by mogło spotkać Joannę w tej okolicy, gdzie jest wszystkim znaną, i gdzie wieśniacy są tak gościnni i przyjaźni?
— Mój przyjacielu, ja się boję czy kto inny nieobraził u nas Joanny jeszcze bardziéj jak ja! Niewiém nic pewnego..... ale mam pewne podejrzenie..... lubo nie chcę oskarżać mojéj matki! Obawiam się rozpaczy Joanny!
— Cóż jej będziesz mógł powiedzieć, Wilhelmie, aby ją uspokoić? Czyli jesteś upoważnionym do wzięcia ją na powrót ze sobą?
— Arthurze, jéj miejsce jest odtąd u mnie, przy mnie, między mną i moją siostrą!.... Nie powinna nas już nigdy więcéj opuszczać, i wiém co jej powie-