Strona:PL Sand - Joanna.djvu/424

Ta strona została uwierzytelniona.
418

cko domu, któréj nigdy uważać nie mogę za służącą, ani się téż jako z taką obchodzić po tych wszystkich troskliwych staraniach, z któremi mnie pięlęgnowała podczas mojéj długiéj choroby. Pozwolisz kochana mamo, że pójdę dowiedzieć się, jak się ma, i że do jutra zostawię sprzéczkę o wyższości, godności, i wspaniałości méj osoby. Prawda, żem bardzo źle zrobił, biorąc Joannę do siebie na konia, a to dla tego, żem nieszczęściem tak był niezręcznym, iż jej spaść dałem. I to jest, wyznać muszę, jedyna wina, któréj szczérze żałuję.
W kilka chwil potém, pani Boussac, Wilhelm, Maryja, Arthur i lékarz otaczali Joannę, którą Maryja do swego pokoiku wzięła, a którą ta niespokojność ich mocno dziwiła. I lékarz sam dziwił się nad tém nie mało. Joanna nie przypominała sobie dobrze, z kąd spadła, i wmawiając w siebie, że to, co słyszała o swoim spadnięciu było prawdą rzeczywistą, zachowała jednak wyraźną pamięć tego, że padła na nogi na ziemię świéżo rozkopaną, potém na kolana, i że tak pozostała jakby śpiąca przez przeciąg czasu, którego oznaczyć nie umiała.
— To nic nie będzie, tylko odurzenie, — rzekł lékarz, — zadziwienie, i bojaźń może. Nic ją wyraźnie nie boli, a zatém nic się jej stać nie musiało. Niema się przeto obawiać niczego.
— Mój panie, — rzekł sir Arthur biorąc go na stronę, — ten upadek jest bardziéj niebezpieczny, niż sobie go Joanna przypomnieć może. Kiedy się koń przestraszył, jechaliśmy właśnie nad brzegiem drogi do Toull, w miejscu bardzo przepaścistym. Joanna spadła