aby to małżeństwo dziwne, lubo szczęśliwe, dziś jeszcze stanowczo ułożone zostało, żeby sir Arthur mógł prosić o rękę Joanny naszą matkę, jéj matkę chrzestną, i właściwą opiekunkę.
— A więc idźmy! — rzekła Maryja, — serce mi bije, i boję się przebudzić ze snu tak przyjemnego!
Było by bardzo trudno opisać zadziwienie szczére Joanny, kiedy, usiadłszy w pokoju Maryi, między swoją panienką i swoim paniczem chrzestnym, który do niéj żywo przemawiał, zobaczyła sir Harleya, pochylonego i klęczącego prawie przed nią, i błagającego ją, aby mu swéj ręki nie odmówiła. Z wielką biédą podołano nakoniec zwyciężyć jéj nieufność skromną, i skutek kłamstw pani Charmois. Jednakowo, skoro Arthur jej dał swoje słowo uczciwości, że nigdy żonatym nie był, a jéj chrzestny panicz i jéj luba panienka za prawdziwość tego twierdzenia zaręczyli, ona się głęboko zamyśliła, złożyła ręce, pochyliła głowę, i nic nie odpowiedziała. Zdawało się, że ona nic nie słyszy, i tylko wewnętrznie boga prosi, aby ją oświecił i natchnął. Cera jéj się ożywiła, jéj serce trochę silniéj i szybciéj bić poczęło. Nigdy jeszcze tak ładną nie była; a Marsillat, który ją tak często z Galatheą porównywał, byłby w tej chwili powiedział, że iskra święta życia po piérwszy raz w nią wstąpiła.
Lecz ten blask nie trwał długo. Pomału cera Joanny tak pobladła, jak dniem przedtém, po jéj spadnięciu była. Oczy jéj nieruchome ogień swój utraciły, a na jéj ustach osiadł na powrót ów wyraz ostrożności i stałości, który jej był właściwy.
— No i cóż Joasiu, — rzekła Marynia potrząsając
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/433
Ta strona została uwierzytelniona.
427