szenie, muszę przyjść w pomoc twojej pamięci, trochę osłabionej.... a Leon Marsillat....
— O ten! — rzekła Joannna. Ale za nadto już wysilona była, aby coś więcéj była powiedzieć mogła; nie mogła się już tylko uśmiechnąć z anielską słodyczą, z którą się połączył wyraz dumy złośliwéj kobiéty. Proboszcz jej dał rozgrzészenie, a ona jakby usnęła. Kiedy się zbudziła, ujrzała Maryją trzymającą ją za rękę; Wilhelm blady i pomięszany klęczał koło niéj, a Harley, stojąc nieruchomy, zdawał się być porażonym. Lékarz bowiem rzekł do niego te słowa okropne:
— Wypadek ten jest bardzo niebezpieczny, ta dziewczyna może umrzeć co chwila.
Zdawało się jednak, że Joasia przezwycięży tę chorobę. Leżąc na własnym łóżku swéj panienki lubéj, i przez nią samą pielęgnowana, zdawało się, że jest bardzo spokojna, i ze wcale nic ją nie boli.
— To mię dziwi, — mówił lekarz, — musi albo spać, albo bardzo cierpieć. Ale trudno wiedzieć u niéj, czego się trzymać. Klaudyja mi wprawdzie wytłómaczyła, że Joanna należy do tych, którzy się nigdy nie skarżą, ale czyż należy także do ludzi, którzy cierpią?
Maryja utrzymywała że należy do aniołów, którzy żadnych innych boleści nie cierpią, prócz litości nad ludźmi.
Po spowiedzi, zdawało się, że Joanna przezwyciężyła swój żal lub wyrzekła się swoich wątpliwości, gdyż spoglądała na Harleya bez przykrych uczuć, a żegnając się z księdzem Alain, który musiał wracać do swojéj parafii przed nocą, powiedziała, że czuje teraz
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/447
Ta strona została uwierzytelniona.
441