Strona:PL Sand - Joanna.djvu/448

Ta strona została uwierzytelniona.
442

spokój w swej duszy. Koło zachodu słońca podniosła się, i dała znak Kadetowi i Klaudyi, aby się do niéj zbliżyli.
— Moi kochani, — rzekła do nich, — jeżeli umrę, to będziecie mieć staranie o Finetce, nieprawdaż?
Kadet płaczem tylko odpowiedział, a Klaudyja z głębi swego serca zawołała:
— Nie umiéraj Joasiu, wolałabym ja umrzeć na twojém miejscu.
— O ja téż nie mam ochoty umiérać! — rzekła Joanna z uśmiéchem. — Idźcież teraz i posługujcie do objadu, już się i tak długo z nim dla mnie opóźnili. Paniczu chrzestny, i wy panienko, idźcie na objad. Ja się mam bardzo dobrze, chwała bogu! Przyjdziecie potém do mnie, jeżeli będziecie chcieli.
— Tak, tak, proszę iść na objad, — rzekł lékarz trzymający rękę Joanny. — Puls jest dobry. Dzisiaj już niczego się obawiać nie mamy.
— Panie Harley, — rzekł potém do Harleya, wychodząc za nim do sieni, — najdaléj za ćwierć godziny ta dziewczyna umrze. Panna Boussac jest bardzo czuła i kocha ją nad miarę. Wilhelm to samo, jak się zdaje, w niej jest zakochany. Te biédne dzieci są za nadto wątłego zdrowia, aby mogli być świadkami podobnego widowiska. Chciej ich zatém wyprowadzić panie, i nie daj im nic poznać po sobie; wszak jesteś człowiekiem silnym i spokojnym. Rozkaż Klaudyi wyjść i zostać na dole; wrzeszczała by na całe gardło, żeby ją aż po całym zamku słychać było..... A potém proszę cię wrócić, mój panie! Gdyż łatwo być może, że my oba