— O! jéj dziewczyna to już nie to co matka! Młode to i proste. Jéj matka, to widzicie, którą zawsze jakieś nieszczęście spotkało; miała ona sposób nie mało grosza sobie zarobić, ale ona umiała tak się urządzić, że umarła tak ubogo jak i drudzy.
— Bo téż nie źle była pyszną. Nic nie żądała, rada była z tego co jej dali, a oni téż na ostatku i do reszty na nią zapomnieli.
— Oj bo téż to ci bogacze nie mało sobie nadrwią z nas biédaków! Musiało to jeszcze być w tém coś więcéj. Pani ją bardzo, bardzo lubiła z początku; a potém, raptem jak uciął, ani krzty ją niecierpiała. Wtedyć ja dobrze wiedziała o tém!
— No, a ten młody panicz, co go wykarmiła, czyliż sobie jéj nigdy nie przypomniał.
— O ten jeszcze wtedy był bardzo mały, a potém oddawna go już w domu niéma. Musiał zapewnie zostać żołniérzem, albo może jenerałem; bo jak mówią widzicie, teraz biorą samych młodych aby starym rozkazywali, odkąd Cesarza brakło.
— Tak mówią; choć to rzecz bardzo śmiészna! Ale ta biédaczka nieznalazła złotéj jamy w zamku de Boussac, a dziewczyna jej nie wiele będzie miała pracy spisać to, co jéj zostawiła. Niéma tam tylko trochę bydła, trzy czy cztéry owce, cztéry czy pięć kóz, i nędzna chacina.
— I ciotka nędzna, która by była lepiéj zrobiła żeby sobie była poszła na tamten świat zamiast tamtéj drugiéj.
— Żeby Joasia tylko miejszczyków usłuchać chciała, choćby na tymczasem, mogłaby się potém cofnąć.
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
40